Masło do ciała Lawenda i drzewo herbaciane

To już kolejny produkt który testuje w ramach współpracy ze sklepem wildbliss.pl. Masła i oleje do ciała bardzo uwielbiem, szczególnie o tej porze roku, kiedy temperatury spadają. 



Przebywając w ogrzewanych, ciepłych pomieszczeniach, bez odpowiedniego nawilżenia nasza skóra bardzo szybko się przesusza. Nie sposób tego nie zauważyć, że zimą kondycja naszej skory jest gorsza: sucha, szara i matowa. W tym czasie używam bardzo treściwych kosmetyków jak: czyste masło karite czy bogate w składniki odżywcze balsamy. Kąpiele z dodatkiem olei także przynoszą pożądane rezultaty.

Masło do ciała, zamknięte jest w solidnym, dużym plastikowym pojemniku. Po otwarciu wygląda jak masło karite, zbite i twarde. Jednak wystarczy zanurzyć w nie palce, aby przekonać się, że jest wyjątkowo miękkie. Konsystencją przypomina mi dawną maść z dzieciństwa - Linomag 



Jednak to co nas od razu rzuci na kolana gdy otworzymy pojemnik to zapach. Cudny, cudny, cudny - lawendowy. Owszem nie każdemu może się spodobać, ale ja mam po prostu "fioła" na lawendowe aromaty. Kocham lawendę pod każdą postacią: olejki eteryczne, balsamy, suszone kwiaty.
Susz kupuję na potęgę - ostatnio spytano mnie w aptece do czego mi tyle lawendy. Mina Pani, która usłyszała moją odpowiedź bezcenna: do poduszki :)
Ja śpię tylko na poduszce wypełnionej łuską gryki, ale że kocham aromat lawendy dosypuję do niej suszone kwiatki. Gdy tylko poruszę głową - czuję niesamowitą woń, która działa na mnie błogo, uspokajająco i powoduje, że szybko zasypiam.


Wracając do masła ;)
Mimo, że konsystencja wydaje się mocno tłusta (no taka jest) to masło  zaaplikowane na ciało, wchłania się dość szybko (ale mam suchą skórę), pozostawiając bardzo przyjemny aromat, który jak dla mnie mógłby pachnieć dłużej. Tutaj mogę być jednak nieobiektywna, gdyż otoczona lawendowymi aromatami mogę po prostu już ich nie czuć tak jak inni. Ciało po zastosowaniu jest bardzo dobrze nawilżone z bardzo lekkim filmem, ale nie klei się. Rozsmarowuje się bardzo łatwo, przez to, że jest miękkie i nie trzeba go ogrzewać w dłoni jak w przypadku czystego karite. Stosuję do tylko wieczorem, gdyż rano nie mam zbyt wielu czasu - zabiegi pielęgnacyjne ograniczam do minimum. 
Zaaplikowany wieczorem, sprawia, że rano skóra według  mnie nie wymaga już kolejnego nawilżenia. Jest wystarczająco rozpieszczona ;)
W ofercie są jeszcze inne wersje zapachowe, które także mocno mnie kuszą ;) szczególnie pomarańcza z cynamonem - bardzo świąteczne klimaty, teraz na czasie ;) 

Opis producenta:

Wosk pszczeli pozostawia delikatną warstwę chroniącą skórę przed czynnikami zewnętrznymi. Olejek lawendowy i herbaciany działają przeciwzapalnie oraz przywracają skórze witalność, wspomagają odnowę komórek a także skutecznie usuwają psychiczne i fizyczne zmęczenie. Bardzo skuteczny przy problematycznej i wrażliwej skórze.
INCI: Helianthus annuus seed oil, Cera alba, Olea europaea fruit oil, Theobroma cacao seed butter, Lavandula hybrida herb oil, Tocopheryl acetate, Melaleuca alternifolia leaf oil, Limonene, Citral, Linalool, Citronellol


Cena za 180 ml to 36,90 według mnie nie  jest zbyt wygórowana. 
Masełko kupicie w sklepie wildbliss
POLECAM ;)